Uległość? Dominacja? To dopiero początek drogi...
Wyszłam na sztywniarę ) A to nie tak. U nas jest mnóstwo żywiołowej radości, śmiechu, dystansu do samych siebie, do sytuacji. Generalnie bywa dosyć zabawnie.
Ale nie tak wywołane są te sytuacje.
Offline
Nie wiem czy to kwestia bycia sztywniarą, to po prostu inne podejście. Ty masz zawsze na zasadzie "Tak Panie, dobrze Panie"; ja lubię sobie powalczyć.
Przy czym ta walka jest taka bardzo umowna, bo walczymy dopóki Pan daje mi walczyć, jeżeli uważa że dość to nie musi dwa razy powtarzać;P
Offline
No kurczę, właśnie nie ma przy tym "tak Panie, dobrze Panie"
Nie ma durnego potakiwania na wszystko.
Ale chyba nie umiem wytłumaczyć, jak to działa.
Pan zawsze wie, co ja sobie myślę na dany temat, widzi moje półuśmieszki, ironiczną minę, moje "o ja pierdzielę", "taaaaaaaa". Nigdy się nie sprzeciwiam, ale moje nastawienie widać jak na dłoni. Pewnie dlatego dostaję idiotyczne zadania, żebym je wykonywała z tym pobłażliwym uśmieszkiem i miną pt. "swoje myślę, ale skoro chcesz coś takiego, to ok." Oboje mamy przy tym fun.
Offline
No ok, ale nie zdarza się żeby Pan wydał Ci polecenie, a Ty żebyś powiedziała "a właśnie, że nie, pocałuj się w tyłek".
Ciebie to nie bawi. Bawicie się w inny sposób. Nas bawi akurat to, a zupełnie nie bawiłoby to co bawi was. Ot taki zróżnicowany świat
Przedyskutowałyśmy kwestie odmawiania i buntów dla zabawy, a co z tymi na serio? Nie przychodzi czasami taki moment, kiedy zwyczajnie ma się wszystkiego dość i odmawia się wszystkiego i wszystkim?
W tej chwili już prawie nigdy nie zdarzają mi się takie sytuacje, ale niejednokrotnie bywały w moim życiu i wtedy nawet Pan i Władziec nie był mnie w stanie zmusić do czegokolwiek. Trochę nie po suczemu - wiem, aczkolwiek przynajmniej było nad czym pracować Zresztą nadal jest.
Offline
Użytkownik
O buntach przez ostatnie kilka tygodni nauczyłam się bardzo wiele. Przerabiałam wszystkie możliwe. Od "nie, bo nie muszę" poprzez "nie, bo nie chcę" do "nie, bo Ty mi każesz". Najtrudniej jest buntować się w twarz. Ba... to prawie niemożliwe. Przez telefon czy komunikator łatwo można sobie nagrabić... Po przeczytaniu tego wątku doszłam do wniosku, że jestem mieszaniną pół-sztywną. Chociaż myślałam, że wolę wszystko na poważnie często zdarza mi się rozśmieszać Pana w zdecydowanie nieodpowiednich momentach. "Ten" wzrok z Jego strony i mój szeroki uśmiech oraz jakaś głupkowata odzywka działają cuda i groźny Władca zamienia się na kilka chwil w roześmianego mężczyznę
alamajka napisał:
Pan zawsze wie, co ja sobie myślę na dany temat, widzi moje półuśmieszki, ironiczną minę, moje "o ja pierdzielę", "taaaaaaaa". Nigdy się nie sprzeciwiam, ale moje nastawienie widać jak na dłoni.
O to, to. Mam bardzo podobnie. Tyle tylko, że w moim przypadku jest to poważne wykroczenie gorsze nawet od jawnego sprzeciwu. Półuśmieszki i ironiczne miny działają jak płachta na byka i jeśli chcę uniknąć kłopotów, o wiele bezpieczniej jest powiedzieć co mi leży na sercu wprost.
W gruncie rzeczy bunty zdarzają się wtedy kiedy mi za dużo wolno - nie za mało. Czasem to nawet dziecinne tupanie nóżką - żeby tylko zwrócić uwagę Pana na siebie. A kiedy jestem pod Jego skrzydłami (chociażby było to tylko "teraz idziesz się uczyć, zadzwonię kiedy uznam, że już wystarczy") jest łatwiej.
Offline
Po pierwsze.... mam tak przekorny i wredny charakter że sobie tego nie wyobrażam. Choć fakt faktem bywają dni kiedy nie mam ochoty na bunty i nie wiem gdzie się podziać ,plątając się jak dziewczynka z zapałkami.
Ale jednak mam swój pazur, często się kłócę nawet jeśli w trakcie się okaże że nie mam racji... chyba że zmięknę pod wpływem " przecież widzę że wiesz o co chodzi.. "jak już zostanę rozpracowana.... to traci swój urok. Może i ktoś uzna mnie za wariatkę , ale cukierkowy związek mnie mdli...
Oczywiście nie chodzi mi o stwarzanie sobie problemów czy sytuacji do kłótni.... ale o pierdółki można się "pochatrusić ", zresztą lubie dokazywać
Offline
young_slave napisał:
Chociaż myślałam, że wolę wszystko na poważnie często zdarza mi się rozśmieszać Pana w zdecydowanie nieodpowiednich momentach. "Ten" wzrok z Jego strony i mój szeroki uśmiech oraz jakaś głupkowata odzywka działają cuda i groźny Władca zamienia się na kilka chwil w roześmianego mężczyznę
No właśnie u nas jest podobnie, chociaż moja przyjaciółka uważa, że nie trzeba w klimacie powagi, że na dobrą sprawę można uskuteczniać dominację ze śmiechem na ustach. Jakoś ciężko mi to sobie wyobrazić.
young_slave napisał:
O to, to. Mam bardzo podobnie. Tyle tylko, że w moim przypadku jest to poważne wykroczenie gorsze nawet od jawnego sprzeciwu. Półuśmieszki i ironiczne miny działają jak płachta na byka i jeśli chcę uniknąć kłopotów, o wiele bezpieczniej jest powiedzieć co mi leży na sercu wprost.
U nas podobnie. Pan to odbiera jako brak szacunku do siebie. .
young_slave napisał:
W gruncie rzeczy bunty zdarzają się wtedy kiedy mi za dużo wolno - nie za mało.
A nie jest to trochę tak, że jak wolno za mało to robi się... Hm... Zbyt poważnie?
Borealiss napisał:
Ale jednak mam swój pazur, często się kłócę nawet jeśli w trakcie się okaże że nie mam racji... chyba że zmięknę pod wpływem " przecież widzę że wiesz o co chodzi.. "jak już zostanę rozpracowana.... to traci swój urok (...) Oczywiście nie chodzi mi o stwarzanie sobie problemów czy sytuacji do kłótni.... ale o pierdółki można się "pochatrusić ", zresztą lubie dokazywać
To mi przypomniało o sytuacji, która miała miejsce kilka dni temu. Toczyliśmy z Panem dyskusje na temat gender i podziału ról wśród kobiet i mężczyzn. Pan obstawał przy modelu tradycyjnym, ja przy tym że każdy powinien wybierać, że wszystko zależy u dziecka od wychowania. Poszło niemalże na noże. Po czym po jakichś dwóch godzinach dyskusji Pan stwierdził: "jak mi teraz powiesz, że mając dzieci nie wychowywałabyś ich zgodnie z filozofią gender to Cię kopnę w tyłek" na co ja beztrosko odpowiedziałam, że oczywiście, że nie, że przecież to wierutna bzdura Dlatego my akurat często prowadzimy dyskusje, w których jedna ze stron obiera pewien tok myślenia nawet jeśli się z nim nie zgadza i z miejsca wie, że nie ma racji
Offline
nisza_E napisał:
Dlatego my akurat często prowadzimy dyskusje, w których jedna ze stron obiera pewien tok myślenia nawet jeśli się z nim nie zgadza i z miejsca wie, że nie ma racji
Skąd ja to znam?
Już jakiś czas temu odkryliśmy, że w większości przypadków mamy to samo zdanie. A trudno dyskutować z kimś, kto myśli to co my sami. Dlatego i u nas stosujemy "ten manewr"- tylko po to, aby rozmawiać, wymieniać się argumentami itd. Problemem jest jedynie, to, że ja się za bardzo zawsze ekscytuję, i w pewnych momentach dochodzi do podnoszenia głosu, tupania nogami oraz innych bardziej lub mniej dziecięcych zagrywek. I to niestety, głównie moje zachowanie, prowadzi do ucięcia dyskusji
Offline
malenstwo napisał:
Problemem jest jedynie, to, że ja się za bardzo zawsze ekscytuję, i w pewnych momentach dochodzi do podnoszenia głosu, tupania nogami oraz innych bardziej lub mniej dziecięcych zagrywek.
U nas podobnie i też to jestem niestety ja. A z drugiej strony po czasie widzę pewien postęp - Pan chyba jednak trochę tresuje moją cierpliwość i spokój
Zwłaszcza, że jeśli pojawiają się takie sytuacje to Pan przeważnie stwierdza, że odnoszę się do niego niewłaściwie i mnie zwyczajnie olewa ;/.
Offline