Uległość? Dominacja? To dopiero początek drogi...
Dziewczyny zakrzyknęły by temat rozwinąć, to rozwijam.
Znakowanie polega na tym, że na ciele uległej pojawia się trwałe znamię będące oznaczeniem własności. Może mieć formę tatuażu, wypalonego na skórze znamiona (patrz film "The pet"), wycięcia (tak żeby powstała blizna) albo innego trwałego oznakowania.
Wiele osób jest przeciwnych takiemu czemuś, a jako argument podają to, że związek może się rozpaść i co wtedy.
Jeśli o mnie chodzi, to uważam i zawsze uważałam że o ile w ciągu całego życia można mieć wielu "Panów/Dominów" o tyle Właściciela ma się tylko jednego.
Offline
Starszy użytkownik
Jak dla mnie pozwolenie na znakowanie to jest najwyższa forma oddania. Z powodów o jakich piszesz wyżej. I tego, że zwyczajnie nie lubię jakichkolwiek trwałych śladów na ciele. Nie zrobiłabym sobie np. tatuażu, chociaż u innych mi nie przeszkadzają zupełnie.
Co rozumiesz pod słowami, że "Właściciela ma się tylko jednego"? Twój pierwszy Pan?
Offline
Nie, chodzi mi o to, że moim zdaniem w pełni można oddać się tylko jednemu mężczyźnie. Jeśli już człowiek w pełni się odda, to wszystko co potem nie będzie już pełne. I to nie chodzi o wyjątkowość uczuć czy coś takiego, raczej o to że takie "uzależnienie" nigdy do końca nie zgaśnie...
Offline
Starszy użytkownik
Co do znakowania mam bardzo mieszane uczucia...
Podobnie jak do tatuaży z imieniem ukochanego itd.
To jest kolejny w pewnym sensie symbol a o swoim podejściu do symboli pisałam. Wystarczy, że Pan jest wyryty w mojej głowie i nią rządzi nie muszę jeszcze Jego śladu nosić na ciele
Offline
Moim zdaniem taki symbol jest w gruncie rzeczy równoznaczny z małżeństwem jeśli nie uznaje się rozwodów. Coś na co miło będzie popatrzeć Panu za lat kilka czy kilkanaście. Taki mały "przypominacz", że tak - ona kiedyś oddała się ze świadomością, że to już na zawsze.
Poza tym... Tak jak pisałam. Moim zdaniem Właściciela ma się tylko jednego. A skoro tak, to gdyby czegoś takiego zażądał to nie powinno dla mnie mieć znaczenia (przynajmniej w negatywnym sensie), czy mam na dupsku np. jego inicjał czy nie. Tym bardziej, że to w gruncie rzeczy tylko i wyłącznie dla niego.
Mój Pan z kolei uważa, że takie znakowanie ma sens w momencie związku otwartego. Jeżeli uległa może "odbywać stosunki" () z innymi kobietami/mężczyznami wtedy On niejako znaczy swój teren.
Offline
Starszy użytkownik
Tatuaż sam w sobie zażądany przez Pana nie byłby dla mnie problemem i mogłabym sobie wydziergać Jego inicjały, tyle że jak to Pan powiedział jeśli już znakować to zgodnie z tradycjami czyli wypalenie, a tutaj już by się u mnie pojawiła panika związana z ranami, oparzeniami itd.
Offline
Dyskutant
Dla mnie wypalanie nigdy nie byłoby możliwe. Kocham moje ciało i w życiu nie zrobiłabym jemu niczego takiego. Co innego tatuaż, który może być naprawdę dziełem sztuki ( chociaż patrząc na niektóre, dochodzę do wniosku, że tattoo bywa i krzywdą ). No i oczywiście dochodzi tu także kilka innych negatywnych czynników : ból, czas gojenia się, ewentualne infekcje....
Ostatnio edytowany przez chococarmel (2014-05-18 12:53:47)
Offline
Dyskutant
Ooo... jakie ? Chociaż nie sądzę bym zmieniła co do tego swój pogląd. Zbyt wielkie ała...
Kiedyś tylko słyszałam o jakimś laserowym wypalaniu, grrr...
Offline
Starszy użytkownik
Na samą myśl o jakimś wypalaniu to aż mnie wzdryga :O I bałabym się, że ktoś mi coś spieprzy, to samo apropo tatuaży. No nie wiem, nie przekonują mnie trwałe ślady na ciele w jakiejkolwiek postaci. A jakbym miała sobie zrobić tatuaż z jakimiś inicjałami czy innym znakiem swojego Pana, to chyba musiałby mnie postawić pod ścianą i być moim mężem
Offline
Kazdy inaczej podchodzi ..
Ja np zafascynowana jestem..i marzyć sobie mogę..
Ale i tak musiałabym najpierw przejść wszystkie badania przed, a na to szansa jest marna:((
No nie wspomnę o zasłużeniu
Offline
Jestem za. Ale nie imiennie. Coś, co będziemy rozumieć tylko my oboje. Jakiś ważny dla nas symbol, znak.
Noszę taki na sobie na trwałe w postaci tatuażu.
Nawet, jeśli kiedyś Pan nie będzie Panem (nie wyobrażam sobie tego), to już na zawsze pozostanie na mnie ślad po tym, że był.
Z tego znaku jestem dumna. Uwielbiam go. Jest częścią mnie i fizycznym dowodem mojego oddania.
Wypalane znaki nie przemawiają do mnie wizualnie. Nie podobają mi się.
Offline
alamajka napisał:
Nawet, jeśli kiedyś Pan nie będzie Panem (nie wyobrażam sobie tego), to już na zawsze pozostanie na mnie ślad po tym, że był.
W sumie to bardzo ciekawe podejście i chyba do mnie bardzo przemawia. Tak naprawdę jeśli pojawia się kolejny partner to ten poprzedni nie znika, on był i jest gdzieś tam w środku. Oczywiście poda warunkiem, że takie znaczenia są robione rozsądnie - nie po dwóch tygodniach znajomości.
Offline
nisza_E napisał:
alamajka napisał:
Nawet, jeśli kiedyś Pan nie będzie Panem (nie wyobrażam sobie tego), to już na zawsze pozostanie na mnie ślad po tym, że był.
W sumie to bardzo ciekawe podejście i chyba do mnie bardzo przemawia. Tak naprawdę jeśli pojawia się kolejny partner to ten poprzedni nie znika, on był i jest gdzieś tam w środku. Oczywiście poda warunkiem, że takie znaczenia są robione rozsądnie - nie po dwóch tygodniach znajomości.
Nic trwałego na ciele nie powinno być chwilowym kaprysem, bo już zawsze będziemy z tym żyć (nawet usuwanie zostawia bliznę).
Tatuaż robiłam świadomie, po kilku miesiącach znajomości, kiedy całą sobą czułam swoją przynależność.
Kilka osób wie, dlaczego wytatuowałam akurat to Miła jest to świadomość.
Offline
Stygmaty własności, jeśli dyskretne, mają swój urok.
Offline
Mój nie jest dyskretny. Tyle tylko, że dla kogoś, kto nie wie, co znaczy, jest zwykłym (chociaż nietypowym tatuażem).
Chyba najwyższym rodzajem pieszczoty jest dla mnie głaskanie tego miejsca przez Pana.
I ten jego wzrok, kiedy zobaczył pierwszy raz
Offline
W tej kwestii chyba są dwa podejścia. Jedni lubią by znak był widoczny - co jest dla mnie o tyle sensowne, że jaki sens jest znakowanie jeśli jest to tylko dla oczu Pana? Wtedy tylko sam proces znakowania ma wydźwięk psychologiczny.
Inni ukrywają. Cenią sobie swoją prywatność do tego stopnia, że cokolwiek tyczy się ich relacji pozostaje tylko między nimi. To również ma swój urok - poczucie tajemniczości, konspiracji i pielęgnowania tego czegoś ukrytego.
Ja osobiście należe do pierwszej grupy. Po dłuższym czasie męczy mnie udawanie pewnych rzeczy.
Offline