Uległość? Dominacja? To dopiero początek drogi...
Starszy użytkownik
Był już wątek o różnicach bdsm 24/7 i dd, ale o samym bdsm 24/7 tam niewiele, raczej rozmowa toczyła się na temat tego drugiego.
Czym właściwie dla Was jest bdsm 24/7? Jak to może wyglądać w praktyce?
Kiedyś sama nie wyobrażałam sobie, żeby moje bdsm mogło kiedykolwiek wykraczać poza sypialnię. Ale im bardziej zagłębiam się w temat to coraz bardziej myślę, że to wykraczanie poza te ramy przy prawdziwej uległości i dominacji jest naturalne i stwierdzam, że jednak moje potrzeby mogłyby się poszerzyć przy poznaniu odpowiedniej osoby. Tylko tak się zastanawiam, jak daleko można się w tym posunąć. Żeby to było nadal bdsm a nie niewolnictwo. Żeby nadal pozostać samodzielną, mającą swoje zdanie kobietą.
Offline
Nie wiem czy o naszej relacji mogę powiedzieć, że jest to BDSM 24/7, bo jak już nie raz pisałam, mam pewne zapędy do GOR czy GL. Ale... U nas działa to tak, że Pan oprócz tego, że w każdej chwili może korzystać ze mnie w aspekcie seksualnym, to Jego władza sięga wszystkich elementów mojego życia. Myślę, że tutaj w przypadku takiego czystego BDSM 24/7 pozostają jakieś wysepki "niezależności" po prostu. Tak więc, jeśli Pan uważa że ważę za dużo, może kazać mi schudnąć, jeśli nie podoba mu się sposób w jaki prowadzę dom (np. jeśli coś zaniedbuję), Pan może zaingerować i kazać mi zrobić to czy tamto w sposób w jaki on sam chciałby, żebym to zrobiła;
Wydaje mi się, że w przypadku kiedy BDSM jest tylko w łóżku, dziewczyna inaczej traktuje swojego Pana a inaczej partnera ( o ile to ta sama osoba oczywiście), chociażby w przypadku sposobu zwracania się. Według mnie, ten sposób traktowania w BDSM 24/7 jest jednolity. Oczywiście nie piszę tutaj o tym, że dziewcze przez cały czas zwraca się do partnera per "Panie", bo wiadomo, różne są sytuacje. Bardziej chodzi o pewien respekt czy granicę tego, co jest stosowne, a co nie.
Offline
Starszy użytkownik
Heh, z jednej strony mam wrażenie, że może i odnalazłabym się z takiej relacji, ale z drugiej to wydaje mi się dość przytłaczające na dłuższą metę. To że miałabym się liczyć z czyimś zdaniem na każdy temat, nawet jeśli czasem totalnie się z nim nie zgadzam. Mam wrażenie, że cały czas bym tylko myślała, czy coś powinnam zrobić/powiedzieć, czy nie, bo może suce nie wypada. Mam jakiś dziki natłok myśli związany z tym, czego ja tak naprawdę szukam
Ostatnio edytowany przez nieskonczona (2014-05-25 20:02:31)
Offline
Nieskonczona, ja się rękami i nogami zapierałam, żeby tylko uniknąć BDSM w wymiarze 24/7. Twardo utrzymywałam, że ja tak nie mogę, że to nie ma racji bytu i że na dłuższą metę prędzej eksploduję niż będę wiecznie posłuszna i podporządkowana. No dzisiaj jestem gdzie jestem i nie jestem przekonana czy wyobrażam sobie na dzień dzisiejszy inną formę związku.
Poza tym - im dłużej obserwuję i im dłużej się zastanawiam, tym z coraz większym przekonaniem dochodzę do wniosku, że chyba nie da się zatrzymać BDSM tylko w łóżku. No chyba, że opiera się on wyłącznie na laniu tyłka a nie ma w tym żadnej dominacji psychicznej. Jeśli jest, to raczej nie wierzę w to, żeby prędzej czy później nie wylazło to poza sypialnię. Naturalnie, czy jako forma "wprowadzenia" nowego "systemu".
Offline
Starszy użytkownik
No to ja po kilku dniach rozmyślań stwierdzam, że jestem właśnie na etapie "żadnego bdsm poza sypialnią". Nie wyobrażam sobie takiego połączenia z moimi studiami i przyszłą pracą. Nie zmienia to faktu, że uważam, że facet to powinien być facet (taki noooo... męski ). Ale nie wyobrażam sobie jakiś "akcji" w stylu: jemy zwyczajny codzienny obiad a ja na podłodze i zwracam się do partnera per Panie czy np. umówiłam się z przyjaciółką a Pan mówi mi, że nigdzie nie idę. No nieee, nie dałabym rady tak żyć ;p
Ostatnio edytowany przez nieskonczona (2014-05-21 22:17:50)
Offline
nieskonczona, a jak Ty właściwie widzisz relacje 24/7?
Bo wiesz, według mojego Pana, mojej postawie jest bliżej nawet do GL, a nie jadam na podłodze ani nie zwracam się do niego po całych dniach per "Panie" Może powinnam zrewidować swoje spojrzenie
Offline
Starszy użytkownik
Z tym jedzeniem na podłodze to to był tylko taki obrazowy spłycający rzecz przykład Zdają sobie sprawę, że to nie o to chodzi w układzie 24/7 i że to że jesteś uległą 24/7 nie znaczy że jesz na podłodze
Jak to widzę? Zwyczajnie. Jako uległa mam być posłuszna 24/7 i zachowywać się wedle życzenia Pana, według ustalonych przez niego zasad (przeze mnie zaakceptowanych). Ingeruje on we wszystkie/większość elementów mojego życia, nie tylko to co robimy w sypialni.
Brakuje mi w tym partnerstwa, którego oczekuję w związku. Mam wrażenie, że za bardzo wiem, czego chcę w życiu i taki układ by mi mógł w tym przeszkodzić. Nie chodzi o jakieś pierdoły, które mógłby mi narzucić Pan, ale o jakieś poważniejsze sprawy. Wiem, że to kwestia odpowiedniego Dominującego, który by brał pod uwagę moje potrzeby itd. ale i tak czułabym się w takim układzie nie uległą a zniewoloną.
Ale w sumie to co ja tam sobie gdybam...
Offline
Dla mnie relacja 24/7 jako dominującego wygląda następująco:
-kontroluje różne aspekty życia uległej jedzenie,ubiór etc.
- wyznaczam spotkanie, na którym zdaje mi relację ze swojego dnia
-jeśli jest w wyjazdach potwierdza wykonie poleceń przez wysłanie filmu, zdjęcia
etc.
Ne zawsze stosuje 24/7 do uległych.
Offline
nieskonczona, wiele uległych ma swoje "sfery niezależności". Pewne dziedziny, w których decyzję należy tylko do nich. To, o czym mówisz to chyba bardziej jednak niewolnictwo niż BDSM 24/7.
Chociaż nie jestem do końca przekonana jaka jest różnica pomiędzy nimi. Happy twierdzi, że różnica tkwi w robaku (odsyłam do końcowych scen "Sekretarki).
U nas nie ma wysepek niezależności. Pan może kazać mi wszystko. Ale nie jestem przekonana, czy pomimo tego, że u nas właśnie taki układ funkcjonuje najlepiej, jest to takie do końca zdrowe.
Zmierzam jednak do tego, że nawet pomimo tego, że Pan może kazał mi wszystko, bardzo często każe mi podjąć moją własną decyzję (którą oczywiście on musi zaakceptować, ale w 99% przypadków to robi - w końcu po to kazał mi podjąć samodzielną decyzję).
A jeszcze jestem ciekawa, jak w takim razie postrzegasz partnerstwo?
M, a czym spowodowane jest to, że oczekujesz potwierdzenia wykonania zadania...?
Offline
Starszy użytkownik
Partnerstwo rozumiem tak, że w sprawach które dotyczą nas obojga, decyzje podejmujemy razem i każdego z nas głos w dyskusji jest równy. Tak samo jak potrzeby obojga są równie ważne.
Ja nie do końca widzę tę różnicę między BDSM 24/7 a niewolnictwem. Bo skoro 24/7 to 24/7, jeśli tak to nazywamy, to nie ma dla mnie miejsca na niezależność. No chyba że tak jak piszesz, podejmujesz decyzje na wyraźne polecenie Pana. Inaczej to dla mnie jedynie wychodzenie BDSM poza sypialnię.
Offline
Widzisz, tylko tutaj znów należałoby zacząć zastanawiać się jaka jest różnica pomiędzy BDSM a GOR. Bo wbrew obiegowej opinii wcale nie jest im do siebie tak daleko.
Wydaje mi się, że BDSM 24/7 polega głównie na tym, że wiele/wszystkiego aspekty Twojego życia podlegają władzy Pana, ale na zasadzie ograniczenia. Jeżeli w swoich własnych decyzjach zaczynasz postępować w sposób, który Twojemu Panu się nie podoba z różnych powodów - ma prawo zaingerować. W przypadku GOR, tak naprawdę każda decyzja wymaga zaakceptowania przez Pana.
Tak widzę to ja.
Jeżeli mowa o tym partnerstwie, to różnica między partnerstwem a związkiem w jakim jestem ja jest taka, że ostateczne zdanie należy do Pana. Dyskutujemy, staramy się dojść do wspólnych wniosków, a kiedy z różnych przyczyn jest to nie możliwe, Pan podejmuje ostateczną decyzję.
Będąc szczerą dostrzegam wiele plusów takiego układu, zwłaszcza jeżeli ta władza jest traktowana przez Domina jako obowiązek, a nie możliwość do poużywania sobie.
Offline
Czy Waszym zdaniem 24/7 jest możliwe jedynie wtedy, kiedy mieszka się razem?
Bo ja coraz częściej dochodzę do wniosku, że nie jest to warunek konieczny.
My nie mieszkamy razem i nigdy nie będziemy. Widujemy się raz w tygodniu, maksymalnie dwa razy.
A nigdy nikomu nie byłam tak podporządkowana i nigdy nikt nie miał tak ogromnego wpływu na każde moje działanie.
Pan wie o każdym moim posunięciu, przemieszczeniu się, o wszystkich planach. Pozostawił mi pewne pola niezależności (ma o nich pełną wiedzę, ale chce, żebym decydowała w tych dziedzinach sama, biorąc jednak pod uwagę to, kim jestem). W innych z kolei decyduje w 100%. Ma np. zdjęcia całej mojej bielizny i codziennie wieczorem określa, co mam założyć na siebie następnego dnia (albo nie zakładać w ogóle).
Coraz częściej jestem bliższa uznaniu, że dla mnie 24/7 to po prostu stała świadomość bycia własnością i robienie wszystkiego z tą właśnie świadomością.
Offline
Gość
Alamajko, mogłabym sie podpisac pod tym co napisałaś.
Uważam, że mój związek to BDSM 24/7, chociaż ze względu na charakter pracy mojego Pana my się widzimy naprawdę rzadko: co kilka tygodni. i pomimo tego udało nam się stworzyć nie tylko klimat, ale także, a może właśnie przede wszystkim szczęśliwy związek, rodzinę (mamy dzieci). Także ja również mam zdanie takie, ze najważniejsze jest, to co jest w głowie i ew. w sercu- jak ktos posiada, a nie to "co widać" na zewnątrz.
Nie odbieram wam w żaden sposób niczego i nie chcę żeby którakolwiek z was się poczuła urażona, ale dla mnie to nigdy nie będzie takie do końca pełne. Kiedy jest się ze sobą dzień w dzień wszystko wygląda zupełnie inaczej. Inaczej wyglądają relacje inaczej stosunek do wzajemnych obowiązków. To tak jak powiedzieć, że tylko randkując ze sobą można z całą stanowczością powiedzieć, że po zamieszkaniu razem będzie kolorowo i cukierkowo. Nigdy nie ma się takiej pewności, bo wspólne mieszkanie przynosi gamę nowych informacji i gamę nowych doświadczeń, które wpływają na kształtowanie się relacji.
I moim zdaniem tak samo działa to tutaj.
Offline
Po części się z Tobą zgadzam, po części nie.
to tak samo jak z miłością. Moją największą, tą, do której tęsknię najbardziej, która stanowi ideał niemozliwy do powtórzenia i to od tak dawna, że szkoda nawet gadać, była ta, która nie znalazła realizacji we wspólnym byciu razem.
nie pokochałam bardziej własnego męża i ojca moich dzieci, chociaz jego też kochałam.
O sile uczucia, emocji nie decyduje sposób jego realizacji, a zupełnie inne czynniki.
Wspólne życie może tylko te emocje i uczucia zweryfikować, wystawić na próby itd. Może przez to je wzmocnić albo nawet zabić, to fakt.
Tutaj chodzi o moją świadomość przynależności- ta funkcjonuje tak pełnowymiarowo, że gdybym chciała wykrzesać jej z siebie wiecej to tylko poprzez rozciągnięcie doby, bo teraz zwyczajnie nie miałabym gdzie jej upchnąć czasowo.
Mam za sobą związek klimatyczny, w którym zamieszkaliśmy razem, testowaliśmy w codziennym życiu przez ponad 3 lata. Albo nie byłam wtedy jeszcze ukształtowaną psychicznie suką, albo to nie był "ten" człowiek, ale stwierdzam, że czucia bycia jego własnością nie miałam nawet w połowie tak silnego jak teraz.
Offline
Gość
widzisz Niszo, całkowicie rozumiem Twoje podejście. Przecież wiekszośc ludzi twierdzi, że małżeństwo na odległość, to tez nie żaden związek. Że tak się nie da zbudować trwałej relacji, że jak ludzie żyją i mieszkają osobno, to nie są w stanie tak naprawdę siebie poiznac. Ja tak zyję w sumie od zawsze. I wiem ile to nas oboje kosztuje pracy i wysiłku, aby TO WSZYSTKO miało ręce i nogi. Bywało, że mój mąz mieszkal w domu dłuzej niż te kilka tygodni, zdarzało się, że i po parę miesięcy. Jest trudno, jest bardzo trudno radzić sobie ze wszystkim. A do tego dochodzi jeszcze klimat....
I tak: dwa kroki do przodu, jeden w tył. Władza na odległość, uległość na odległość, milość, wychowywanie dzieci, budowanie rodziny.... to się da zrobić. I staramy się aby klimat był na codzień, i tak nam to wychodzi jak się staramy czyli raz lepiej raz gorzej. Najważniejsze, że obydwoje to czujemy, ze to jest
Dziewczyny, z całego serducha życzę wam żeby było tak jak mówicie i żeby było super przez wiele, wiele lat aż będziecie już rzygać tęczą i jednorożcami ;-) Nie mniej jednak, pomimo waszego przykładu pozostaje przy swoim zdaniu ;-)
Offline
Gość
ależ nikt Ci Niszo Twojego zdania nie zabierze
Użytkownik
Pozwolę sobie dopisać moje doświadczenia.
Mieszkamy razem i wprowadziliśmy porządek do naszego życia dzięki układowi Pan - suka.
W wielu tematach byłam nieogarnięta, a teraz już jestem Oczywiście trwało to trochę, ale dobrze mi z tym. Polecam tę formę związku, ale oczywiście rozumiem dziewczyny, które są w innych relacjach.
O sile uczuć, uległości, oddania nie świadczy wspólne mieszkanie, tylko sama relacja <3
Offline