Forum BDSM

Uległość? Dominacja? To dopiero początek drogi...

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Komputery

Ogłoszenie

UWAGA!!

Do regulaminu dodałam 2 dodatkowe punktu, w związku z tym zamieszczam cały regulamin ponownie poniżej.

REGULAMIN:

1. Jako użytkownik, musisz mieć skończone 18 lat.
2. Rozmowa na forum służy wymianie poglądów w sposób kulturalny.
3. Forum nie jest portalem randkowym, każdy użytkownik może zamieścić jedno ogłoszenie.
4. Każdy, kto rejestruje się na forum jest zobowiązany do przywitania się z użytkownikami w odpowiednim dziale.
5. Zabrania się umieszczania linków w podpisach/sygnaturach postów (chyba, że link jest bezpośrednio związany z treścią postu).
6. Użytkownicy, którzy pojawiają się na forum tylko w celach reklamowych, zostaną upomnieni, a następnie usunięci z forum.
7. Użytkownicy, którzy w ciągu miesiąca od rejestracji nie umieszczą postu powitalnego, zostaną usunięci z szeregu użytkowników.

W razie potrzeby zapraszam do kontaktu: kalirrka@gmail.com

#1 2016-01-21 18:25:01

niebieskookasu

Użytkownik

Zarejestrowany: 2015-02-14
Posty: 32
Punktów :   

Wspólne mieszkanie D/u

Wiem, że część z Was tu na forum ma mieszka ze swoimi Dominami czy uległymi. Nie zawsze jednak tak jest. Ja, jak do tej pory nie mieszkam z Panem na co dzień. Jedynie pomieszkiwaliśmy u siebie, z okazji urlopu, czy świąt itp. Ale to raczej coś zupełnie innego niż wspólne życie pod jednym dachem, na co dzień, bez świadomości, że zaraz przyjdzie ten dzień, kiedy każde pójdzie do siebie. Można być w stałym kontakcie od rana do wieczora, można wiele, ale to niewątpliwie nie to samo co mieszkać ze sobą.

Ja w najbliższym czasie zamieszkam w końcu razem z Panem, po prawie trzech latach znajomości. I zrodziły się u mnie różne przemyślenia i pytania. Czy dużo się zmieni? I przede wszystkim co, w jaki sposób? Co na plus, co na minus? Decyzja o wspólnym zamieszkaniu to zawsze jakiś nowy etap w życiu, w związku. I zawsz jakieś zmiany. Niezależnie o jaki związek chodzi. Klimatyczny, czy nie. Przynajmniej tak ja to postrzegam. Ale doświadczenia w tej kwestii nie mam. Zastanawiam się co się zmienia, gdy D/u postanawiają zamieszkać razem. Czy dużo się zmienia? Czy zmiany te są podobne do tych jakie dotyczą związków nieklimatycznych? Czy może zupełnie inne? Czy coś się zmieniło i co, w Waszej relacji odkąd zamieszkaliście z D/u? A może w jakiś sposób zmienił się Wasz indywidualny stosunek do drugiej strony, czy do samej relacji, związku? Może coś Was zaskoczyło itp. itd.? Może pojawiły się jakieś trudności, których się nie spodziewaliście?

Zdaję sobie sprawę, że pewnie u każdego wygląda to zupełnie inaczej. Ludzie są różni, relacje są różne itp. Niemniej ciekawa jestem jak to było/jest u Was? Jak i czy taka decyzja wpłynęła na Was i Wasz związek D/u?

Długo się zastanawiałam czy założyć ten wątek. Ale temat mnie ciekawi, myślę o tym ostatnio intensywnie i ciekawa jestem Waszej opinii, doświadczeń.

Niszo, jeśli uznasz ten wątek za zawracanie gitary i spam, to proszę, usuń go.

Offline

 

#2 2016-01-22 11:55:01

 nisza_E

http://skitime.pl/images/ranks/ranga_admin.png

7531075
Skąd: UK
Zarejestrowany: 2014-03-19
Posty: 825
Punktów :   
WWW

Re: Wspólne mieszkanie D/u

Myślę, że zupełnie trafne pytanie.

Tak jak mówisz, u każdego wygląda to trochę inaczej. Dlatego jedyne co mogę powiedzieć, to co  tak naprawdę zmieniło się w moim związku.

Pierwsza rzecz, która niewątpliwie miała ogromny wpływ na naszą relacje, to ta pieprzona szara codzienność. Inaczej to wyglądało, kiedy przez kilka dni myślalam o spotkaniu z Panem, o tym co ze mną zrobi i jak bardzo nie mogę się doczekać. Do tego dochodziła tęsknota, która zawsze wywołuje chęć bliskości. Kiedy zamieszkaliśmy razem, wyglądało to troche inaczej. Wracając po pracy do domu, gdzie szef wrzeszczał przez pół dnia, a przez drugie pół sobie na mnie odbijał w inny sposób ostatnie na co miałam ochotę, to seks czy chłosta czy co tam innego w danym momencie przychodziło do głowy Panu. A przecież powinnam zawsze być dla niego, czyż nie? Wcale nie było to proste, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę moją reakcję na "niechciany" seks, o której już z całą pewnością gdzieś tutaj pisałam.

Kolejna  rzecz, która się zmieniła to to, ile naszego wspólnego czasu było wypełnionego klimatem, a ile obowiązkami domowymi. Pranie, sprzątanie, gotowanie, zakupy... O ile w naszym życiu klimat gra ogromną rolę, o  tyle czasem postrzegam Pana również jako partnera, jako kogoś... Hm... Równego mnie. Mam nadzieję, że rozumiesz o co mi chodzi . W naszym wypadku wiele pracy wymagało to, żeby również w tych obowiązkach, które oboje wykonujemy pokazywała się nasza relacja i to kto jest nad kim. Co najmniej kilka razy odchodziliśmy od klimatu, ale w efekcie i tak zawsze do niego wracamy, bo chyba inaczej już nie dalibyśmy rady  

To co było dla mnie również dość trudne do przeskoczenia, to kwestia popełnianych błędów. Nikt nie jest doskonały. Każdy popełnia błędy takie czy inne. I w pewnym momencie niedługo po tym jak razem zamieszkaliiśmy stwierdziłam, że w ogóle jak to tak może być, że ja jestem karana za każde niedociągnięcie (których jest znacznie więcej, kiedy mieszka sie razem - przynajmniej tak było w moim wypadku), a Pan popełnia błędy i nic z tego nie wynika. Czasami bywało tak, że Pan coś zawalił, po czym lądowałam przed nim na kolanach, wymagał od mnie jak zwykle maksimum moich możliwości, a ja sobie myślałam "Nosz kurwa mać, to ja dostaję w dupę bo daje z siebie 99 a nie 100%, a Ty zawaliłeś i nic?!". Może Ci się to wydać naiwne i głupie, ale cóż... Tak było

Jeśli chodzi o sam związek, to na pewno wiele się o sobie dowiedzieliśmy. Musieliśmy nauczyć się żyć z niektórymi cechami drugiej strony, o których wcześniej nie mieliśmy pojęcia i mówiąc trochę bajkowo "nauczyć się je kochać".

Jeżeli cokolwiek więcej Cię interesuje pytaj bez oporów

Offline

 

#3 2016-01-22 15:28:06

niebieskookasu

Użytkownik

Zarejestrowany: 2015-02-14
Posty: 32
Punktów :   

Re: Wspólne mieszkanie D/u

Szara codzienność... To z jednej strony najbardziej mnie przeraża, a z drugiej najmniej. Taki paradoks. Zdarzało się już u nas, że ta codzienność mocno rzutowała na naszą relację, nawet na odległość. Z jednej strony była tęsknota, chęć służenia Panu i w głowie ta myśl, że trzeba być gotową dla Niego i zrobić to czego jeszcze oczekuje i co z pewnością zweryfikuje, a z drugiej myśl: Chrzanić to, egzamin oblałam, w pracy jazda bez trzymanki, zasypiam na stojąco. Jakie zadanie od Pana? Czego on chce? Ja tu nogi do łóżka ze zmęczenia muszę rękami wkładać bo same nie chcą wejść, a On... Słoneczko za mocno przygrzało, czy jak?... Zdarzyło się tak, oj, zdarzyło. Co będzie jak zamieszkamy razem? To samo tylko z większą siłą rażenia? Strach się bać. Czasami. A może będzie mi właśnie w tej szarej codzienności łatwiej się odnaleźć mając Pana pod ręką, a nie gdzieś taaaam. W słuchawce, w kamerce czy gdzieś. A powiedz Niszo, wypracowaliście w Twoim związku jakiś konkretny sposób na "poskromienie" cieni tej szarej codzienności? Czy po prostu jakoś ją oswoiliście?

Co do czasu na klimat i obowiązki, jest dla mnie zagadką jak to u nas będzie. Z jednej strony nie powinni być dla mnie nic nowego. Bo Pan już w sumie od dawna decyduje o moich codziennych czynnościach i obowiązkach w znacznym zakresie. I tutaj po wspólnym zamieszkaniu raczej niewiele się zmieni. Przynajmniej w zakresie samych obowiązków. Choć coś z pewnością. A może tak mi się tylko wydaje? Czas pokaże. Z drugiej jednak strony obecność Pana fizycznie, przełoży się zapewne jakoś na rozliczanie mnie z tego czy owego. Możesz Niszo krótko napisać o tym jak Wasza relacja przejawia się w codziennych obowiązkach? Jak nad tym pracowaliście? Zaciekawiło mnie to? Oczywiście nie chcę być wścibska, więc jak uznasz, że za bardzo wypytuję to mnie subtelnie olej.

Doskonale rozumiem o co chodzi Ci z tym partnerstwem. Myślę, że mamy to podobnie. I tutaj się boję, że któregoś pięknego dnia pogubię się w tym, zatracę proporcje, o ile mogę to tak ująć. Bo Pan jest i będzie zawsze Panem. Ale czasem mam potrzebę popatrzenia na Niego jak na partnera. Nie chcę, któregoś pięknego dnia dojść do wniosku, że proporcje się odwróciły. Że Pan jest partnerem, a Panem tylko bywa od czasu do czasu. Albo wcale. To by zwiastowało chyba rychły koniec naszego związku. Ja tak jestem skonstruowana, że potrzebuję widzieć w Nim Pana. Lub przynajmniej wiedzieć, że Nim cały czas jest. Niezależnie od okoliczności.

Co do błędów. Mój Pan zawsze przyznaje się do nich otwarcie. Rozmawiamy o nich czasem. Też zawalam i jestem karana, podczas gdy On nic. Nigdy jednak nie zastanawiałam się nad tym jakoś. Nie roztrząsałam tej kwestii. Tak jest i tyle. Ciekawa jestem czy to się zmieni gdy zamieszamy razem? Czy wówczas te Pana błędy będą mnie bardziej kłóć w oczy, gdy będzie tuż obok? Czas pokaże.

Offline

 

#4 2016-01-23 10:33:49

 nisza_E

http://skitime.pl/images/ranks/ranga_admin.png

7531075
Skąd: UK
Zarejestrowany: 2014-03-19
Posty: 825
Punktów :   
WWW

Re: Wspólne mieszkanie D/u

Dlatego wlasnie mowie, ze dla kazdego bedzie to cos zupelnie innego. Zanim zaczynalismy razem mieszkac, wydawalo mi sie, ze bedzie mi latwiej kiedy bede miec Pana blisko, bo nie jest to wlasnie takie odlegle, ze nagle trzeba zrobic jakies zadanie dla Pana. W moim wypadku: nic bardziej mylnego. Kiedy np. wracalam z pracy i jedyne na co mialam ochote to sie poprostu przytulic i nie robic zupelnie nic innego, a musialam zniesc to czy tamto, czy zrobic to czy tamto... Bylo mi z tym zdecydowanie trudniej. Dlatego, ze w danym momencie oczekiwalam od niego ciepla i opieki, bo tak koszmarny mialam dzien. Tyle ze nasza relacja miala sie opierac na czyms innym...

Czy znalezlismy sposob... Tak, chyba w pewnym sensie tak. Ale w naszym wypadku byla to kwestia tego, ze typ naszej relacji sie zmienil. To juz nie byl bdsm a bardziej podporzadkowanie w kazdej dziedzinie zycia w kazdym jego momencie. Chociaz nie obeszlo sie tam bez kryzysow, placzow i panikowania. Co najmniej kilkukrotnie mowilam, ze ja juz zadnego klimatu nie chce, ze nie dosc ze zycie daje mi w dupe to jeszcze nie jestem w stanie popelnic bledu w domu, bo wszedzie gonia mnie takie czy inne konsekwencje. Gdzie moj azyl? Gdzie bezpieczna przystan jaka powinien byc dom?

Nie ma problemu, pytaj o co chcesz Wiele zadan w domu zleca mi Pan i obowiazuja mnie w zwiazku z tymi zadaniami pewne zasady. Tak dla przykladu, pranie nigdy nie moze wisiec do soboty (piore w czwartek). W zwiazku z tym, jesli zle zorganizuje sobie czas i pranie nie doschnie, coz... Nigdy nie zaczynam jesc zanim Pan nie zacznie jesc. Nie wolno mi rowniez odejsc od stolu bez pozwolenia. Cokolwiek kupuje, musze pytac o pozwolenie (oczywiscie chodzi o rzeczy ponad to co konieczne - jesli jade po zakupy i nagle jest super okazja kupic kolczyki czy posciel, musze miec na to pozwolenie). Nie wolno mi sie spozniac. Bardzo czesto to Pan decyduje co w danym dniu bede nosic. Jezeli sie z kimkolwiek spotykamy (a dzieje sie to dosc rzadko) to rowniez obowiazuja mnie konkretne zasady. To z takich rzeczy jakie do glowy przychodza mi teraz. Tym sposobem cokolwiek robie w ciagu dnia, ta relacja w taki czy inny sposob mi towarzyszy.

Moja przyjaciolka jest zdecydowanie przeciwna takim sformalizowanym zasadom. W naszym przypadku zdaja one jednak egzamin. Kiedy nie mielismy takich zasad, w bardziej goracych okresach byly cale tygodnie, kiedy nie bylo miedzy nami relacji. Wracalismy do domu, przytulalismy sie i w zasadzie to bylo tyle. Nawet nie szczegolnie mielismy sile na seks a co dopiero na jakiekolwiek przejawy relacji. I tutaj wlasnie pojawialy sie te momenty, gdzie Pan byl moim ukochanym mezem i w zasadzie... Coz, tylko mezem. A przy takim postrzeganiu mozesz sobie wyobrazic moja reakcje, kiedy nagle ni w trabe ni w oko oczekiwal ode mnie tego czy tamtego na co ja w tej chwili zupelnie nie mialam ochoty. Ciezko bylo nam pozniej tak po prostu do tego wrocic. W naszym wypadku klimat wymaga ciezkiej pracy, dokladnie tak samo jak wymaga tego zwiazek. I nie do konca wierze w opowiesci ludzi, ktorzy twierdza ze zbudowali wieloletnie zwiazki bez krztyny wysilku - bez wzgledu na to czy sa to zwiazku klimatyczne czy tez nie.

Co do bledow, to u mnie kwestia byla troche inna. Jezeli Pan cos zawalil co tyczylo sie tylko jego, bylo to dla mnie wzglednie ok. Problem dla mnie sie pojawial, gdy skutki jego bledu byly dla mnie odczuwalne i gdy ja rowniez ponosilam konsekwencje tego bledu. Tam gdzie mieszka sie razem zawsze takie sytuacje sie pojawiaja, podczas gdy trudniej o nie w innych przypadkach. Pan sie oczywiscie przyznaje do swoich bledow, przeprasza i pozniej naprawia swoje pomylki. Ja tez wbrew pozorom nie jestem czepliwa ani nie chowam urazy. Sa jednak momenty, kiedy dotyka mnie poczucie niesprawiedliwosci.

Offline

 

#5 2016-01-23 22:20:45

niebieskookasu

Użytkownik

Zarejestrowany: 2015-02-14
Posty: 32
Punktów :   

Re: Wspólne mieszkanie D/u

My oboje chcemy aby ta władza Pana i moje podporządkowanie się obejmowało wiele aspektów życia. Także, a może szczególnie tego codziennego. Ale już teraz, na obecnym etapie czasami ta szara codzienność bardzo nam uprzykrza życie jeśli mogę to tak ująć. Ciekawa jestem jak to będzie gdy razem zamieszkamy. Liczę (choć może tylko się łudzę), że z bliska będzie nam łatwiej wypracować na to sposób... Ale na razie mogę sobie tylko domniemywać. Niebawem wszystko wyjdzie w praniu.

U mnie też się już pojawiały kryzysy i myśli, może nie tyle w stylu: nie chcę klimatu Bardziej pytania o to czy chcę. I takie poczucie zagubienia chwilowe. Ale zaraz się przekonywałam, że bez klimatu nawet w minimalnej dozie świrujemy (ja i Pan). Nie pasuje nam to cholernie. Jak tylko pomyślałam, że może by olać ten klimat, to zaraz było dla mnie jasne: nie! Chcę klimat. Chcę do cholery. I pojawiała się wściekłość, frustracja i ogólny rozgardiasz myślowo-emocjonalny, jeśli coś klimatycznie nie stykało. Ciekawa jestem czy teraz też tak będzie? I jak to będzie przebiegać, gdy będę miała Pana pod ręką. Łagodniej czy może wręcz przeciwnie. Strach się bać.

Ciekawie napisałaś o domu jako o azylu. W kontekście relacji... Poruszyło mnie to. Chyba postrzegam to w pewnym sensie podobnie, ale jednak inaczej. Mam ochotę się do tego odnieść, ale jeszcze muszę się z tym przespać. Wiem co chcę wyrazić, mniej więcej, ale nie do końca, a już w ogóle w jaki sposób. Dlatego na razie to przemilczę. Niemniej fajnie, bardzo fajnie, że to poruszyłaś. Pewnie jeszcze do tego wrócę.

Uważam, że ten klimat zachowany w codzienności to coś pięknego. A to co piękne i cenne wymaga chyba zawsze wysiłku, czy nawet jakiegoś poświęcenia. To już tak nawiązując do dalszej części Twojej wypowiedzi. Paradoksalnie taka uległość w codzienności, wyraźne zaznaczenie kto jest kim i respektowanie tego w najbardziej przyziemnych sprawach, sytuacjach, to jest to, co mnie chyba najbardziej pociąga w relacji, związku D/u. I wydaje mi się najważniejszym jego aspektem. A jeśli nie najważniejszym, to jednym z najważniejszych. Choć jednocześnie nie wyobrażam sobie takowego związku bez aspektu seksualnej dominacji i uległości. Może wyda Ci się to pokręcone, ale tak ja to widzę.

Ja, jak do tej pory jestem całym sercem za takimi sformalizowanymi - jak to ujęłaś - zasadami. By może nowa sytuacja zweryfikuje ten pogląd. Zobaczymy. Póki co generalnie uważam, że sformalizowane zasady są dobre. Prawie zawsze i wszędzie. Jeżeli gdzieś tkwi szkopuł, to jedynie w stopniu sformalizowania. Ale to jakby zupełnie inna para kaloszy.

Napisałaś jeszcze:

nisza_E napisał:

I tutaj wlasnie pojawialy sie te momenty, gdzie Pan byl moim ukochanym mezem i w zasadzie... Coz, tylko mezem.

Tego chyba najbardziej chcę uniknąć. Ja w sumie odkąd tylko odkryłam świat dominacji i uległości i uświadomiłam sobie, że coś takiego jest, zaczęłam zgłębiać temat, poczułam bardzo, ale to bardzo silnie, że to jest coś mojego. Że ja właśnie TAKI związek chcę stworzyć. Innymi słowy. Pragnienie z jednej strony normalnego związku, małżeństwa, rodziny, a z drugiej związku opartego na D/u. Na dzień dzisiejszy wiem, że ja osobiście nie wyobrażam sobie żyć w małżeństwie nieklimatycznym. Ani też w drugą stronę - by z kimś miał mnie łączyć tylko klimat i nic więcej. Potrzebuję by Pan był tym jednocześnie tym partnerem w życiu. Kimś z kim mogę i chcę dzielić codzienność i kto chce dzielić ją ze mną. Potrzebuję tego Pana-partnera (partnera w znaczeniu - towarzysza życia), czy męża w jednej osobie 2w1. To mogę na pewno powiedzieć, że gdyby któregoś dnia u nas klimat umarł całkowicie, albo uczucie między nami, to finał byłby jeden i ten sam. Koniec związku-relacji. Wymagania kosmiczne, wiem. Ale jak pokazuje Twój przykład, do zrealizowania.

Jestem skłonna twierdzić, że każda relacja wymaga zachodu z obu stron. Niezależnie od tego czy klimatyczna, czy nie. Tak sobie nawet myślę, że w przypadku związku klimatycznego jest to tysiąc razy trudniejsze. Ale może się mylę? Może w ogóle nie powinnam tego z tej perspektywy porównywać? Tak tylko sobie gdybam... Taaaka luźna "wariacja na temat".   I myślę, że można zbudować wieloletni związek bez krztyny wysiłku. Tyle, że taki budowany bez wysiłku będzie jedynie jakąś żałosną ruderą antyzwiązkiem, jego zaprzeczeniem, czy też po prostu związkiem bez związku, nieszczęśliwym czy wręcz patologicznym. Na pęczki takich związków, gdzie ludzie latami są ze sobą i latami tylko myślą jak uprzykrzyć życie drugiej stronie, od rana do nocy skacząc sobie do gardeł. Ale jeśli ma to być związek głęboki, szczery i wzajemny to nie da się bez wysiłku według mnie. Nie ma bata. Choć z jeszcze innej strony patrząc... Wszędzie istnieją wyjątki potwierdzające regułę. Pewnie i w tej dziedzinie. Ale nie ma co się na nich opierać.

Ufff. Chyba trochę odbiegłam od ogólnego tematu...

Ostatnio edytowany przez niebieskookasu (2016-01-23 22:21:34)

Offline

 

#6 2016-03-22 23:30:16

 Iivari

Użytkownik

Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2015-08-22
Posty: 39
Punktów :   

Re: Wspólne mieszkanie D/u

To ja też się wypowiem jak to wygląda z mojej strony.

Przed zamieszkaniem razem spotkania są o wiele bardziej ekscytujące niż późniejsze zabawy w sypialni. Za to jak już się mieszka razem to na pewno jest więcej czasu na dłuższe i bardziej wymagające "zajęcia" Poza tym można lepiej zorganizować przestrzeń i swój arsenał i nie martwić się, że jakiś upragniony element gry nie został zrealizowany teraz i trzeba będzie czekać tygodniami na kolejne spotkanie. Dalej jest klimatycznie, ale trochę inaczej.

Co do zasad w codziennym życiu to ich po prostu nie ma. Po pierwsze obie studiujemy (wyjazdy do domu, sesje itp.) po drugie nie mieszkamy same. Nie wspominając już o tym, że nie są rozwiązaniem dla nas. Zbyt często zmieniam zdanie i niezbyt zachęcają mnie do zabawy ułożone osoby. Nie chcę zaprogramowanego robota, tylko żywiołu, którym pokieruję wedle mojej woli i humoru. Jednak dalej w związku to moje zdanie bardziej się liczy. Jestem pytana o to, czy nie jestem na coś zła, czy tak może być albo mam decydować, bo Uległa nie ma zdania w jakiejś sprawie. Próbowałyśmy wprowadzić jakieś proste ustalone zasady/ obowiązki codzienne, ale zbytnio nas frustrowały i nie dawały żadnej frajdy. A karanie jej za to, że nie zrobiła prania czy czy innej pierdoły w określony sposób, którą równie dobrze mogłam zrobić sama, rodzi niepotrzebne poczucie niesprawiedliwości. Za to dobrze działa to w drugą stronę. Kara, która jest wymierzana przy pomocy nakładania obowiązków. Ale to żadna nowość.

Szara codzienność czasem nas dopada. Zwłaszcza w czasie sesji, gdy człowiek na dźwięk samego słowa "sen" potrafi się rozmarzyć. No i typowo kobiece sprawy, czyli beznadziejnie nakładające się na siebie cykle miesięczne. Gdy jedna z nas nie myśli o niczym innym jak tylko o seksie to druga w tym momencie ma taki spadek libido, że nie ma o czym mówić. I chyba ograniczę większość używek z tego właśnie powodu.

niebieskookasu napisał:

Jestem skłonna twierdzić, że każda relacja wymaga zachodu z obu stron. Niezależnie od tego czy klimatyczna, czy nie. Tak sobie nawet myślę, że w przypadku związku klimatycznego jest to tysiąc razy trudniejsze. Ale może się mylę? Może w ogóle nie powinnam tego z tej perspektywy porównywać? Ale jeśli ma to być związek głęboki, szczery i wzajemny to nie da się bez wysiłku według mnie. Nie ma bata.

Mimo braku zasad czy ustalonych obowiązków nie czuję, żeby czegoś nam brakowało. Jesteśmy ze sobą już 10 lat w czasie których popełniłyśmy masę wyrzeczeń i aktów poświęcenia. Poziom obopólnego zwichrowania jest tak duży, że gdy patrzę na większość związków, tych zwykłych i klimatycznych, to wydają mi się takie proste i przejrzyste, ale zarazem kruche. Ludzie wokół mnie się schodzą i rozchodzą, a my jakoś trwamy. Jesteśmy dla siebie wszystkim, zawsze i wszędzie.

W każdym razie nie jest ważna sytuacja zastana, a zdolność związku do ewoluowania w miarę potrzeb i oczekiwań.


"Get down/On the ground/Don't move, make a sound/No more/No control/You do what you're told" - How to destroys angels - BBB (Big Black Boots)

Offline

 

#7 2016-07-19 15:59:05

UległaSuka

Użytkownik

Zarejestrowany: 2015-10-02
Posty: 23
Punktów :   

Re: Wspólne mieszkanie D/u

Niebieskooka, nigdy nie byłam w takiej sytuacji, ponieważ klimat odkryłam już mieszkając razem z moim Panem, ale chyba faktycznie magia spotkań jest o wiele bardziej ekscytująca ... U nas to wygląda tak, że mam nałożone obowiązki oraz pewne ograniczenia. nisza_E musi pranie robic wcześniej, a ja muszę od razu po praniu je wyprasować, bo mój Pan nie lubi jak leży...

Oczywiście dopada nasz układ też codziennośc i zmęczenie. Wtedy jest mi ciężko, ponieważ ja mam ograniczenia i obowiązki, a Pan ich nie ma. Zawsze tłumaczę sobie, że Pan musi podejmowac decyzję i pilnować całokształtu, co też zapewne potrafi być męczące. Niebieskooka Twój post jest z 2016 roku. Możesz się z nami podzielić doświadczeniami?

pozdrawiam

Offline

 

#8 2016-08-01 18:37:06

niebieskookasu

Użytkownik

Zarejestrowany: 2015-02-14
Posty: 32
Punktów :   

Re: Wspólne mieszkanie D/u

Podzielę się doświadczeniami bardzo chętnie, jednak na razie niewiele mam sama do powiedzenia. W ostatnich miesiącach dużo się u mnie działo i moment wspólnego zamieszkania z Panem nieco odwlókł się w czasie - z przyczyn od nas obojga niezależnych niestety. Miałam zamieszkać z Panem w marcu, ale wyszło na to, że mieszkamy razem dopiero od początku lipca. Więc ledwie miesiąc. Na razie więc trudno mi dzielić się doświadczeniami. Niby to już miesiąc, a z drugiej strony - dopiero.

Co mogę na ten moment powiedzieć? Nic konkretnego, same ogólniki. Dla mnie to wciąż nowa zupełnie sytuacja. Wciąż się w tym wszystkim odnajduję. Pewne zasady się zmieniły, inne się kształtują... Codzienność mnie zaskakuje, ale szarość dnia codziennego jeszcze nie przytłoczyła. Jestem póki co wciąż na etapie "różowych okularów" i wielkiej euforii, że W KOŃCU razem zamieszkaliśmy pomimo różnych zawirowań życiowych w ostatnim czasie. Słowem: tęcza, jednorożce i te sprawy.

Toteż na razie wolę się szerzej nie wypowiadać, bo na dzień dzisiejszy jestem nieobiektywna. Bujam w obłokach i chodzę w kółko podekscytowana, że w końcu, po 4 miesiącach odwlekania tego momentu, udało nam się w końcu razem zamieszkać. Cieszymy się tym, że zrealizowaliśmy to co od dawna planowaliśmy. Jak dotąd nie było za bardzo czasu skupić się na chłodnym, spokojnym i dokładnym analizowaniu całej sytuacji. Tego co się zmieniło, a co nie, czy też do ewentualnych porównań oczekiwań z rzeczywistością... W związku z przeprowadzką i wcześniejszymi zawirowaniami, o których wspomniałam, miałam na razie miliard rzeczy do załatwiania i czasu na refleksje klimatyczne jakoś zabrakło. Choć sam klimat ma się wyśmienicie jak na razie - tyle mogę powiedzieć. Ale powoli zwalniam tempo, a i różowe okulary pewnie niebawem opadną i cała ta euforia, to obiecuję, że się wtedy jakoś bardziej konstruktywnie wypowiem w temacie.

No, a póki co bardzo dziękuję za doświadczenia, którymi Wy się podzieliliście. Są one dla mnie naprawdę cenne!

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.tibiaworldots.pun.pl www.ojciecmateusz.pun.pl www.euphoria.pun.pl www.desert-operations.pun.pl www.cyber-swiat.pun.pl